Film wypada najlepiej wtedy, gdy zahacza o pastisz, bo tak trzeba traktować chociażby zabawy z wizerunkiem zakonnicy, których w filmie jest sporo. Stwór to pojawia się na kioskowej ekspozycji gazet, to na zrujnowanej ścianie budynku, to wyłania swoją pełną ostrych kłów paszczę z obrazu. Wygląda to często na tyle komicznie, że na swój sposób działa. Co więcej, do fabuły wprowadzono nawet absurdalny relikt, który nadaje całości bardziej komiksowy charakter. Tak zresztą trzeba też traktować finalne starcie Irene z Valakiem – spokojnie można byłoby takie wątki umieścić w mroczniejszym wydaniu Marvela.