Stephen King nie jest jedynym, który zdecydował się publicznie pochwalić “Nie ocali cię nikt”. Wtóruje mu bowiem Guillermo del Toro, który w swoich mediach społecznościowych nazywa go “idealnym filmem na weekend”. Pod tymi słowami wypada podpisać się obiema rękami, bo produkcja nie wpisuje się w wyśmiewaną przez nowy “Krzyk” modę na elevated horrors, co bardziej niż na atrakcjach kina grozy skupiają się na metaforyce opowieści. Mają przytłaczać, zmuszać do przemyśleń, a zamiast tego w większości przypadków po prostu nudzą i bełkoczą.
“Nie ocali cię nikt” też chce nam coś powiedzieć. Pełne grozy wydarzenia stają się przecież sposobem na przepracowanie traumy (tak, znowu, ale dajcie mi skończyć!). Brynn Adams mierzy się bowiem z ostracyzmem społecznym z powodu dawnych czynów. Ludzie wytykają ją palcami, a matka jej koleżanki pluje głównej bohaterce na komisariacie w twarz. W końcu dowiemy się dlaczego, jednocześnie poznając odpowiedź na pytanie, do kogo jest kierowany na początku filmu list. Nie to jest tu jednak najważniejsze.
Więcej o horrorach poczytasz na Spider’s Web: